poniedziałek, 24 listopada 2008

ojoj oj

oj ojojojoj ojoj oj ojojojojojojojojo oj oj
ajaj ja aj a aajajajajaja

sobota, 22 listopada 2008

filozoficzny styl Bycia

filozofia odcisnęła istotne piętno na moim życiu|(???)
"zyc znaczy filozofować" powiedział ktoś kiedyś,ale niekoniecznie musze sie z tym zgadzac;P ; co wiecej: uwazam ze nie kazdy odnajduje sie w codziennej refleksji filozoficznej nad zyciem, a jeszcze wiecej, wiekszosc tego nie robi. i nie musi.
bo kazdy zna swoja droge, swoj sposob. a ja uwielbiam refleksyjne rozmyslania, najczesciej w samotnosci, na trzeźwo, nie na trzeźwo ( i jeszcze wiele innych opcji...)
ale ostatnio dochodze do wniosku,ze to co ja uprawiam to nie jest tak bardzo zblizone do istoty "filiozofowania". NIE OCENIAJ- tak brzmi kade moje postanowienie noworoczne od kilku lat. ale sie nie da,tzn.ja nie dam rady. ale bez tej umiejetnosci, nie moge sprawnie zaczac zblizaj sie do sprawnego posługiwania sie filozofią. bo ja jestem pełna uprzedzeń, przyzwyczajeń, schematów itd. a co wiecej , oceniam nieświadomie, oceniam na samym poczatku poznawania, i psychologia mówi mi ze to jest ok, że to jest zgodne z moją "psyche". ale zeby poznac obiektywną rzeczywsitość muszę w rozważaniu o niej pominać ocenianie, wydawanie sądów, prznajmniej na poczatku, bo oczywicie cały proces poznawania musi sie w koncu jakims sadem zakonczyć. heh. dlatego uwazam filiozfie ze stradsznie trudne hobby, i w zasadzie musze stwierdzic,ze nie uprawiam filozofii, a tylko probuje stwarzac u siebie prdeyspozycje do jej uprawiania. no i oprocz cwiczenia myslenia, musze zdobywac wiedze ,a z tym to juz znacznie ,znacznie trudniej. i pierdoly nowego paradygmatu humanistycznego, o dązeniu do filizoficznego stylu bycia(a w pedagogice szczególnie) dla mnien ie maja pokrycia w rzeczywistości.także ,przykro mi to stwierdzić,ale nie zgadzam sie z Panem,Panie Pe.

piątek, 21 listopada 2008

leże i kwiczę

jak nie idzie to już na całego... to już sie wali doszczętnie.
jak myślicie,dlaczego ludzie się boja być szczęśliwymi?bo potem im sie noga podwinie,a jak bede wtedy za szcześliwi, to wieksze rozczarowanie przeżyja.I tak dla przezorności nie cieszymy się "pełną gębą".a ja sie cieszyłam i dostałam teraz klapsa.o!
i sobie mogę teoretyzować, ze pomyśleć mogłam,przedsięwziąc jakiś plan zapobiegawczy,
ale ja wtedy cieszyłam się pełną gębą, banana na mordzie miałam. i teraz cierp głupia.zdjecie nie na temat, zdjecie na poprawe humoru, dla mnie i wszystkich fanek Aniego :*
a tak wogóle to kto chętny na całonocna sesję"Star Wars"???:D

wtorek, 18 listopada 2008

los


jaki bywa czasem przekorny ten los... to sami przecież wiecie.
i dzis nie napisze raczej górnolotnie, dziś napiszę jak mnie dziś mile zaskoczył ów los.
dziad jeden.
otóż otworzywszy zaspane oko rano stwierdziłam że chyyyyyba moje lenistwo
dzis zwycięzy, nie ruszam sie z źłóżka ani na krok.zimno.
ale potoczyo sie moje życie wraz z autobusem
który doturlał się na przystanek docelowy.i dopiero jak wysiadłam to mój trud, moje próby nadania mojemu dzisiajszemu działaniu jakiegoś tempa zostały nagrodzone.
rozpościerał sie przede mna piękny widok:droga do Jaworiny...
ps. dzieki wszystkim za wpisy, mordy wy moje kochane,
ja obiecuję zajrzeć na Wasze twory,obiecuje,jak tylko ksończy sie ta ruchawka na studiach;*

czwartek, 13 listopada 2008


nadszedł czas na nowgo posta.muszę wyrobić normę.
ale nie musi to być jakis internetowy badziewiak.
napiszę o czymś dla mnie ważnym - choć krótko-
ale wierzcie, prawdziwie.bo najlepsze co mnei w życiu spotkało
to moje macierzyństwo.bo przecież ja naprawdę nie chciałam
i nie wyobrażałam sobie dzielić życia( i po części ciała) z
jakąs jeszcze inną istotą.i juz pomijajac oczywiste oczywistości,
nie rozpatrując plusów i minusów(bo nie da sie tak !)
to ograomnie dużo zawdzieczam temu wytworowi natury,
tej pierwotnej sile która stawia mnie na nogi.codziennie!
no i co że kupa i pielucha.o spaniu do południa nie wspominając.
nie potrafie. i nie chce.bo kazda sekunda tej relacji, tego
współodczuwania, miedz kolejnymi maratonami
codziennych zajęć- jest bezcenna.

środa, 12 listopada 2008


nowy, pierwszy post, którego nie bedzie, albo przynajmniej nie będzie on sensowny.
jestem wykończona, moje oczy są wykończone a mój mózg sie spocił!
założyć bloga,pffff...prosta rzecz. a jakże!
klik! powtórz hasło.powtarzam.klik!złe dane.wpisuję.klik!złe hasło i złe dane!
kliiiik!klik! klik! zaciął się. menda. od nowa ... w końcu wzięłam go na ładne oczy
i oto jest!zrodzony w cierpieniu i bólu: MOJ BLOG.
mniej poroniony post zobaczycie jutro.dziś czeka mnie jeszcze dużo pracy
zerojedynkowej-tworzę prezentację...sorry, PREZENTACJĘ.
także wiadomo/// co dalej...


Errata!!!! ktoś wie jak wstawiac linki, ładnie proszę o pomoc....